Urodziłem się w stolicy, jeszcze sprzed kilku napęcznień administracyjnych. Pomijając, że po drugiej stronie pobliskiego Parku Szczęśliwickiego wciąż uprawiano kapustę i ziemniaki - nie miałem żadnych planów związanych z rolnictwem. Natomiast od zawsze jednym z moich ulubionych przedmiotów była biologia (drugim chemia). Byłem nawet z nich oplimpijczykiem... Stare dzieje. Pomimo, że z perspektywy czasu (jest końcówka 2019 roku) uważam, że za tzw. komuny system edukacji był w Polsce znacznie, bez porównania wręcz lepszy niż ma to miejsce obecnie, jego słabym punktem był przymus wybrania przyszłej drogi życia, a przynajmniej zawodowego - już w wieku 14 lat. Gówniarzeria nic nie wie wówczas o życiu, więc jakież to mogły być własne wybory, jak nie sugerowane w 100, no, w 98% zdaniem rodziców i rodziny, a czasem jeszcze - co gorsze - modą i opinią rówieśników? Ale tak trzeba było. Więc w moim przypadku wybór padł na medycynę, która wydawała mi się interesująca z tego powodu, że każdy dzień mógł przynosić nowe przypadki, nowe sytuacje, wyzwania. Zawsze coś innego. Jakże to było inne od pracy np. pań na poczcie i walenia datownikiem od 8 do 16 dzień w dzień przez 45 lat.. Wzdryga mnie na sama myśl takiej pracy. Więc liceum wybrałem pod kątem wyników zdawalności na akademię medyczną. Wówczas nawet miałem propozycję od cioci, która zaczęła pracę w technikum ogrodniczym, bym przyszedł do nich do szkoły na kurs, na prawo jazdy kat. T. Odmówiłem, bo szkoda mi trochę było czasu w weekendy na coś, co przecież byłoby sztuką dla sztuki i nie widziałem wykorzystania takiego ułatwienia w późniejszym życiu. Dziś - żałuję i to bardzo! Wprawdzie to, co potrzebuję na razie ogarniam kat. B, ale czuje, ze albo będę musiał z robić T, albo przynajmniej dorobić E, bo przy przyczepach rolniczych tzw. kod 96 nic nie daje.
W tzw. międzyczasie rodzinnie się popieprzyło i z medycyny wyszło wielkie nic, a ja sam znalazłem się "na dalekiej północy". Wiele lat trwało, zanim przynajmniej zgrubnie sprawy rodzinne ułożyły się na nowo, a rodzice byli już posiadaczami gospodarstwa - dla odmiany przy granicy z woj. lubelskim. Oni traktowali je jako działkę letniskową i przynależne łąki dzierżawili na pastwisko miejscowemu chłopowi. Ja ze swoja pracą z kolei wiem, że długo nie popracuje. Może jeszcze z 10 lat, max. 15. Zresztą nie sprzyja ona życiu rodzinnemu, a nie chcę powtarzać pewnych błędów z przeszłości. Nie mogę przy tym nie wspomnieć, że moja tzw. druga połówka kończyła technikum ogrodnicze, a dodatkowo całkiem niedawno podjęliśmy decyzję, by wspólnie pójść na studia podyplomowe z rolnictwa, które ukończyliśmy na 5 :-)

No więc nie wdając się w głębsze szczegóły - postanowiłem trochę zakręcić się na 4 ha rodziców i coś tam spróbować zrobić, żeby... po części sprawdzić sam siebie i swoje umiejętności. Poza tym sprawdzić na ile miejscówka ta rokuje by uprawiać tam coś, co może przynieść zysk, który mimo malutkiego areału da szanse utrzymać rodzinę. A dodatkowo musi to być uprawa względnie bezobsługowa, bo jeszcze jeżdżę do pracy, a rodzice są już w wieku, który nie pozwala na zbytnią aktywność, szczególnie przy pracach polowych. Zresztą sami też nie przejawiają ku temu specjalnego pociągu, więc nie zamierzam nikogo na siłę uszczęśliwiać. Jak wyjdzie - zobaczymy. Zawsze w odwodzie mam hodowlę albo alpak, które spokojnie będę mógł wyżywić z takiej ilości pastwisk, jakie mamy, albo pójść w rasę mięsną - mamuty, które nie wymagają zbyt wiele opieki i infrastruktury. Ale wymagają za to stałej obecności "gospodarza".

Jak to powiedział rodzicom ich/nasz sąsiad - "E tam, co z was za rolnicy!? Rolnik to ciągnik musi mieć, wtedy jest rolnik, a tak, to letniki tylko". No to mówisz - masz. Trzeba było zacząć od kupna ciągnika. Postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym. Ponieważ nie nastawiałem się na mega produkcję rolną i nie chciałem zarazem zagrzebać się w kredycie - odpuściłem sobie nówkę sztukę na 4 olbrzymich kołach. Poszedłem (póki co) w drugą stronę. Wynalazłem polskiego staruszka z 1965r, który nadawał się do remontu. Cały ciągnik wyremontowałem i teraz wiem, co mam :) http://c328.tujest.pl  Ale co mi po samym traktorze? Więc życie wymusiło, że trzeba było zacząć inwestować w maszyny. Na razie sukcesywnie tylko te, które akurat były potrzebne, ale z czasem park maszynowy się rozrósł. Życie. Sąsiad za to chyba mało zawału nie dostał, bo dokupił ostatnio drugą sześćdziesiątkę, mimo, że ja mam "tylko" C-328, ale za to lśniącą, w kolorze zielonej mięty z piękną, żółtą tablicą "X7". A jak wiadomo - seria X - zobowiązuje ;-D Zreszta nie pierwszy to mój zabytek, ale o tym kiedy indziej.

Chciałem dokupić jeszcze kilka hektarów, bo tak przy 8-10 myślę, że można już z głową poprowadzić gospodarstwo tak, żeby się wyżywić i utrzymać - czyli zarobić trochę kasy na dobra luksusowe, jakich samemu się nie wyprodukuje, tj. ubrania, prąd i internet... Ale (przynajmniej w naszej okolicy) kupno ziemi to ciężki temat. Większość gospodarstw jest poszatkowana ponad rozsądną granicę, ziemi nikt nie sprzedaje, a takich jak ja, polujących na pole blisko domu - jest kilkunastu. KOWR też nie ma nic w okolicy, nawet na dzierżawę. Słabo panie, słabo...

Sporo wiadomości, szczególnie z dziedziny "praktyki napraw silnikowych" dowiedziałem się z YouTuba. Z wielu filmików tam wrzuconych pokazujących tą samą czynność da się wyłowić wreszcie to, co trzeba zrobić. Choć - teraz już wiem - niektórzy autorzy idą na skróty i czasem nawet bardzo, co niestety musi się z czasem odbić na jakości pracy i trwałości mechanizmów. Ale jeśli robi się film instruktażowy - powinien być on w 100% poprawny merytorycznie. Tak uważam. A wtedy odkryłem filmiki i vlogi z czynności codziennych, jakie niektórzy publikują na swoich kanałach. Nie ukrywam - mam swojego ulubionego autora, bo ma także wiele odcinków technicznych. Jakieś naprawy, udoskonalenia  itd. Nie sądziłem, że filmy o takiej tematyce tak bardzo mnie wciągną! :-O

Jeśli jakoś Cię zainteresowałem i chcesz poczytać o moich walkach z przyrodą - zapraszam na kolejne strony! 
Komentuj, lajkuj, udostępniaj... ;-)

Wszystkie fotografie obiecuję dołożyć w najbliższym, możliwym czasie!



Komentarze








Dodaj komentarz


Artur
No dawaj, dawaj! Ludzie ze wsi uciekaja, a tu taki rodzynek! Gratuluje i trzymam kciuki :-)
Dodano: 2020-01-24 23:59:06