Mówi się, że "apetyt rośnie w miarę jedzenia". Tak było z moją mamą, która przekonawszy się i do ciągnika i do kosiarki jak i najbardziej - do rezultatów pracy takiego zespołu - zagadała, że przydałby się jej kultywator. Chciałaby zrobić to i tamto, tam i tu. 
Trendy współczesnego rolnictwa, czyli nie inaczej, ale moda rolnicza jest taka, że odchodzi się od orki. Teraz dominują tzw. bezorkowe sposoby uprawy roli. No to co, ja nie będę modny?? ;-) W sumie, to taki trend jest nawet po mojej myśli, żeby staruszka nie męczyć i z pługiem po polach nie ganiać.  

Znów nieodzowny okazał się wujek Google, który potrafi podpowiedzieć wiele ciekawych rzeczy. Oczywiście tylko wtedy, jak się wie, czego się szuka i ma się już jakąś wiedzę w tym przedmiocie, by odfiltrować na pniu informacje przydatne, od śmieci, jakich w internecie też wcale nie brakuje. Poszukałem, poczytałem. Zajrzałem do notatek ze studiów i "przekartkowałem" trzy pdfy z materiałami z wykładów o maszynach rolniczych i sposobie uprawy gleby. Wszystko to nakładając na moje warunki, potrzeby i przypuszczalne, możliwe przyszłe wykorzystanie maszyny wybór padł na agregat uprawowy w postaci zintegrowanego kultywatora z wałem strunowym. Tutaj kryterium doboru zależne od wymaganego zapotrzebowania na moc roboczą ciągnika było kluczowe. W końcu po co mi maszyna, której po zagłębieniu się w ziemi ciągnik nie będzie w stanie pociągnąć? Ale wszystko się udało dobrać tak, że gra i buczy. No i o to chodziło.